
– Gdzie ty wczoraj zniknąłeś, łajzo? – zapytał Typ w Zielonym, kiedy już zbili piątki na powitanie i zamówili po piwie.
– Miałem coś ważnego do załatwienia – wyszczerzył się Typ w Czarnym i rozsiadł wygodnie, z samozadowoleniem wypisanym na trądzikowym obliczu. Spojrzałam na nich dyskretnie znad menu.
– Z którą wyszedłeś? – krzyknął zaskoczony Typ w Zielonym.
– Z tą taką niską, miała koszulę w kratę i szorty – odparł. – Taka podobna trochę do Muminka, czarne włosy, bez grzywki…? – uściślił, widząc brak zrozumienia na twarzy kolegi.
– Aaaaa, dobra, wiem która! – skumał wreszcie Typ w Zielonym. – Ej, to średnio…
– No, co zrobisz… – rozłożył ręce Typ w Czarnym.
– Kurde, ale ona była taka grubawa… Jak ona się nazywała?
– Ola. No, dupy nie urywa – przyznał Typ w Czarnym. – Ale było w sumie całkiem spoko, bez kitu. A jak się nie ma, co się lubi…
– No, ja też dziś coś muszę sobie ogarnąć, bo mam już mega ciśnienie – odparł zmartwiony Typ w Zielonym.
– Możesz se wziąć tę moją Olę, hehe – zaśmiał się Typ w Czarnym. – Ona jakaś walnięta jest, pisze do mnie od rana, że może spacer albo film byśmy sobie zobaczyli…
– Lol – rzekł na to kolega.
– No. Przed chwilą pisała, że idzie coś zjeść na Krupówki i mogę się przyłączyć – dodał oburzony Typ w Czarnym. – Olałem, potem jej powiem, że telefon mi się ładował.
– Lol, a jak ją spotkasz? – zapytał Typ w Zielonym.
– To wyjdę i zostawię was samych, hehe – odparł Typ w Czarnym.
– Lol. Hehe.
– Hehe.
– Ej no, aż tak mnie nie ciśnie, nie? – zaśmiał się Typ w Zielonym.
– Ziom, wiesz, jak jest – rzekł Typ w Czarnym z miną mędrca. – Jaki Hefner, taki króliczek.
– Patrz na tego idiotę – prychnął, kiedy przechodziłam obok niego. Odwróciłam się, żeby zobaczyć, o co mu chodzi. Patrzył na młodego chłopaka siedzącego na ławce, mówiącego coś do stojącej przed nim dziewczyny.
– Dlaczego „idiotę”? – zapytałam, nie rozumiejąc. Andżej spojrzał na mnie z politowaniem.
– Spójrz na jego mowę ciała, na te idiotyczne miny. Nie wiem, o czym rozmawiają, a mimo to wiem, że on chce ją obrócić, najlepiej już, na tej ławce, pod moim hotelem – wytłumaczył z niekrytym obrzydzeniem. Przyjrzałam się scence rodzajowej, tym razem dokładniej. Typ siedział rozłożony dyspozycyjnie, z dłońmi zaplecionymi za głową i szeroko rozstawionymi kolanami, wietrząc wszystkie gruczoły, jakimi dysponował w swoim dziewiętnastoletnim ciele przerośniętego kurczaka i udawał, że jest wyluzowany, ale jednocześnie cały nerwowo podrygiwał. Na twarzy miał skrzyżowanie uśmiechu i grymasu paniki, wzrok nieskażony myślą, czoło tęskniące za rozumem. Coś mówił, co chwila zamiatał brwiami dla wzmocnienia przekazu.
– Faktycznie. Od razu widać. Ale fakt, że chce ją obrócić, czyni z niego idiotę? – zdziwiłam się, przysiadając się do Andżeja.
– Kurde, przecież on nic nie rozumie! – oburzył się Andżej. – Wszystko robi nie tak.
– W sensie, że on siedzi jak burak, a ona stoi? – strzeliłam. Andrzej uśmiechnął się z uznaniem.
– To też, oczywiście. Ale przede wszystkim, chce jak najszybciej skończyć tę gadkę i przejść do konkretów. Ona go kompletnie nie interesuje, zależy mu tylko na seksie – ciągnął, nie odrywając od nich wzroku. – A przecież najsmaczniejszy jest ten etap przed seksem. Rozmowa, spojrzenia, podteksty, drobne gesty – rozmarzył się.
– Rozumiem, że twoje byłe żony rzucały cię przez twoje seryjne gadulstwo i spojrzenia? – spojrzałam na niego z ukosa.
– Jasne, że nie. Jak miałem dwadzieścia, trzydzieści lat, byłem głupi jak but i też mi się wydawało, że póki jestem młody i przystojny, moją misją powinno być rżnięcie jak na seksolimpiadzie, a potem byłem zaskoczony, że nie przynosi mi to satysfakcji – uśmiechnął się, odpalając papierosa.
– Nie pal, nie wolno ci – zmarszczyłam się.
– Wpadając tu raz w roku mnie nie upilnujesz – odparł, puczając do mnie oczko. – No, bo jak przyjrzysz się samej akcji w sypialni, to odkrywasz, że to jest w sumie kilka zapętlonych ruchów, dziwne miny, sporo potu i dość obleśnych odgłosów. Nic więcej tu nie wymyślisz, więc jak to ma przynosić satysfakcję? – mówił, wypuszczając dym. – Dopiero po pięćdziesiątce mnie olśniło, że prawdziwy ogień jest wtedy, kiedy kobieta ma coś pod kopułą, mamy o czym gadać przed i po. Zwłaszcza przed. Albo nawet zamiast.
– Zamiast? – zdziwiłam się.
– Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go, księżniczko. Gonienie króliczka to największa przyjemność – wyszczerzył się wymownie. – Wiadomo, że lubię piękne kobiety, ale kiedy napędzają mnie tylko cycki, po zabawie zostaje wyłącznie niesmak. A jeśli kobieta jest piękna i inteligentna, rozmowa z nią sprawia mi taką przyjemność, że nawet nie musi dochodzić do ściągania majtek.
– Cóż, Andżej… To się nazywa impotencja – uśmiechnęłam się jadowicie.
– To się nazywa dojrzałość, bezczelna gówniaro – odparł, rzucając we mnie zapalniczką.
– Kiedy wobec tego tak pięknie dojrzałeś? – zapytałam.
– Dopiero po drugim – odparł.
– Rozwodzie?
– Zawale.