
– Zakochałam się – zaćwierkała, kiedy już zadała mi serię kontrolnych pytań i wysłuchała mojego biadolenia na temat przepracowania i jego zgubnego wpływu na moją cerę. Spryciara, wiedziała, że w ten sposób kupuje sobie licencję na wygadanie.
– Jak to?! Kiedy?! – zdziwiłam się. Od czasu rozstania z poprzednim facetem trzy lata temu, Halinka miała problem ze znalezieniem sobie nowego towarzysza intensywnych nocy i leniwych poranków.
– W piątek – odparła ona.
– Ale mamy środę – wypaliłam idiotycznie.
– Czyli od pięciu dni jestem w raju – rzekła logicznie.
– Rzeczywiście – zgodziłam się, wrzucając wiadro malutkich skarpetek do pralki. – Opowiadaj.
– Historia jest dość banalna… – zaczęła tonem, który tak naprawdę mówił „to najpiękniejsza historia świata”. – Byliśmy ze znajomymi z pracy w pijalni wódki, a potem planowaliśmy iść potańczyć. Miałam zły dzień, więc postanowiłam się odpicować, żeby poprawić sobie humor…
– Wiadomo – wtrąciłam. Push-up i podwójna maskara to znany już słowańskim prahalinkom niezawodny sposób na eliminację zespołu napięcia przedmiesiączkowego i doła.
– …dlatego wyglądałam naprawdę dobrze, do tego stopnia, że sama siebie bym brała. Wiesz: dziesięć na dziesięć…
– Ty zawsze wyglądasz dziesięć na dziesięć – wtrąciłam znów. Halinka była ode mnie wyższa o głowę, miała figurę modelki bikini i najzgrabniejsze nogi, jakie widziałam w niefotoszopowanym świecie, a jej twarz była rozkoszna niczym skrzyżowanie śpiącego szczeniaczka i ciastka Oreo z Coffee Heaven. Do tego, miała w sobie pokłady niewymuszonego wdzięku i gracji, których zazdrościłam jej za każdym razem, kiedy oblewałam się kawą w miejscu publicznym, czyli, spójrzmy prawdzie w oczy, średnio cztery razy w tygodniu.
– Jesteś kochana – odparła. – No i nagle podchodzi do mnie jakiś typ, a w oczach ma takie coś… Wiesz, jakie coś…
– Wiem – powiedziałam zgodnie z prawdą, odmierzając kubeczek proszku.
– I po prostu się przedstawił i zaczęliśmy gadać. Poszedł z nami do klubu i tańczyliśmy do rana, a potem wymieniliśmy się numerami i pisaliśmy ze sobą bezustannie do południa…
– Czyli nie poszłaś spać? – zapytałam z matczyną troską.
– I tak bym nie zasnęła! – pisnęła z ekscytacją. – W sobotę wieczorem się spotkaliśmy no i… koniec. Było pozamiatane. Czasem niewiele trzeba, wiesz, jak to jest.
– Wiem – przyznałam. – Ale jaki on jest?
– Z wyglądu? – zapytała drżącym głosem.
– Z wyglądu też. Możesz zacząć od wyglądu, a potem mi powiesz, czym podbił twoje serce – powiedziałam, nieświadoma nadciągającego hitu.
– Nooo… – burknęła z ociąganiem. – Nie wiem, jak to powiedzieć…
– Boże, co? Garbaty? Bez oka? Ma siedemdziesiąt lat?
– Nie… Ale nie chcę, żebyś go oceniała po pozorach, bo jest naprawdę cudowny, a jak go opiszę, to nie zabrzmi to najlepiej… – wydukała wreszcie.
– Czyli osiemdziesiąt lat – ustaliłam, uroczyście zamykając pralkę.
– Nie! – zaśmiała się. – Tylko wiesz… Niższy ode mnie. Nawet jak jestem bez obcasów… – zaczęła wreszcie. – Taka uroda… Jakby boksera… – powiedziała, co stanowiło oczywisty eufemizm dla wielkiego, złamanego nosa. – Ma troszkę brzuszka… – dodała, co znaczyło, że ma drugi stopień otyłości. – Sporo testosteronu… – mruknęła, informując w ten sposób, że gość ma zakola. – Ogólnie: nie twój typ – zakończyła wreszcie, mając na myśli, że niczyj typ.
– Przecież nie mnie ma się podobać – odparłam, uśmiechając się na myśl o zwierzęcym magnetyzmie, którym musiał emanować, jeśli wyrwał najlepszą laskę w tej części Europy, mimo fizjonomii emerytowanego mistrza zapasów dla skrzatów.
– Właśnie. Poza tym, czuję się przy nim jak księżniczka! Najbardziej wyjątkowa kobieta świata! Wiesz, o co mi chodzi! – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.
– Wiem – przyznałam, przekręcając gałkę pralki na program „bawełna”.
– Cześć, Andżej, masz chwilkę? – zapytałam niepewnie, wstawiając wodę na herbatę.
– Cześć, jasne, w czym ci mogę pomóc? – odparł promiennie Andżej. Uwielbiałam Andżeja.
– Pamiętasz moją koleżankę z grupy, Halinkę? Wysoka brunetka, szczupła, przepiękna, razem chodziłyśmy na pole dance…
– Ta, co chodziła z tym dziwnym gościem, który ciągle jarał blanty? – uściślił Andżej.
– Ta sama – odparłam.
– Pamiętam. Co z nią?
– Halinka ma nowego chłopaka…
– A to ona była wolna? Czemu nie mówiłaś? – oburzył się żartobliwie.
– Była, przez całe trzy lata.
– Niesamowite.
– Właśnie. Pamiętasz tego jej poprzedniego faceta, nie? Taki był nieco… nieszczególny… – zapytałam ostrożnie.
– Taki pasztet – pomógł mi Andżej.
– I ten nowy podobno też jest taki… jak ten poprzedni…
– Mega pasztet.
– Tego nie wiem, ale wiem, że nie jest gwiazdorem filmowym – powiedziałam, po czym zrobiłam dramatyczną pauzę, zastanawiając się, jak przejść do meritum. – No, i ja mam takie pytanie…
– No? – zachęcił mnie Andżej.
– Bo ty zawsze miałeś przepiękne dziewczyny… – powiedziałam ostrożnie.
– Taka karma, co poradzisz – zaśmiał się.
– No, tak, tylko że… Ale błagam, nie obraź się! – zastrzegłam, żałując, że jednak zadzwoniłam.
– W sensie, że ja też jestem pasztetem – powiedział spokojnie. Był fantastyczny.
– Jezu, nie! Nie o to mi chodziło! Mam po prostu pytanie… eee… jak ty to robisz, że wyrywasz zawsze takie laski? – wybrnęłam, a palce zbielały mi na ściskanym kubku.
– Chcesz wiedzieć, jak to możliwe, że pasztety wyrywają takie towary, tak? – przeszedł do rzeczy Andżej. – Otóż sekret jest dość banalny, ale musisz mi obiecać, że jeśli napiszesz o tym na blogu, to podkreślisz, że mnie uwielbiasz i jestem fantastyczny. Takiego masz użyć słowa: fantastyczny.
– Czyli fikcyjny? – zapytałam, chichocząc.
– Fajnie się gadało, na razie! – krzyknął do słuchawki Andżej.
– Tak, napiszę, że jesteś fantastyczny! – zaśmiałam się.
– Dobra. To teraz się skup. Z takimi totalnie pięknymi kobietami jest jeden problem: onieśmielają facetów. Dlatego zresztą najlepsze laski często są same.
– Zauważyłam – przyznałam.
– Faceci nawet nie próbują, zresztą nawet ich rozumiem. Dlatego, żeby wyrwać przepiękną kobietę, trzeba zastosować jeden trik… – zawiesił głos, budując napięcie.
– Jaki? – zapytałam, wstrzymując oddech.
– Masz coś do pisania? – zapytał znienacka.
– Zapamiętam – obiecałam szybko.
– Dobra. Tylko to działa wyłącznie na piękne kobiety, te średnie na to nie lecą… – zastrzegł.
– No mów! – nie wytrzymałam. – Jaki jest twój sekret? Co trzeba zrobić, żeby poderwać taką Halinkę?
– Sprawa jest prosta – powiedział wreszcie. – Zagadać.
fot. danrocha / flickr